Zdaje mi się, że cała wiedza o moim życiu pochodzi z książek
Jean-Paul Sartre, Mdłości

poniedziałek, 14 kwietnia 2008

wymiatanie komina

- Myślę, że powiedziałem wszystko. Że starzejący się chłopak osiągnął taki punkt w życiu, gdy nie widzi już sensu. Cel jego życia - mój cel, moje zamiary, nagrody, o które zabiegałem - wszystko się teraz wydaje absurdem. Gdy rozmyślam nad tym, jak dążyłem do absurdów, jak zmarnowałem jedyne życie, jakie mam, ogarnia mnie okropne uczucie rozpaczy.
- Do czego powinieneś był dążyć zamiast tego?
Czuł, że teraz ton głosu Nietzschego dodaje mu otuchy; stał się milszy, pewniejszy, jakby profesor znalazł się na znajomym terenie.
- To jest najgorsze! Życie to egzamin bez właściwych odpowiedzi. Gdybym miał zrobić jeszcze raz wszystko od początku, to myślę, że zrobiłbym dokładnie to samo, popełnił te same błędy. Któregoś dnia zastanawiałem się nad dobrym tematem na nowelę. Gdybym tylko potrafił pisać! Wyobraź sobie coś takiego. Do mężczyzny w średnim wieku, który prowadzi niesatysfakcjonujące życie, przychodzi dżinn z następująca propozycją: będzie mógł przeżyć swoje życie od początku, przy czym zapamięta wszystko z tego życia, które już przeżył. Mężczyzna, rzecz jasna, skacze z radości. Jednakże ku swojemu zdumieniu i przerażeniu stwierdza, że żyje identycznie, dokonuje tych samych wyborów, robi te same błędy, dąży do tych samych celów i wierzy w tych samych bogów.

Irvin D. Yalom, Kiedy Nietzsche szlochał

środa, 2 kwietnia 2008

czytanie czyni człowieka

Czytanie jest jedynym przyzwyczajeniem, zajęciem, badaniem siebie i przyjemnością – o czym opowiemy po kolei – które można uprawiać przez całe życie bez pomocy innych. Dzięki czytaniu nigdy nie jesteśmy samotni i nigdy się nie nudzimy, i to do końca życia (o ile wzrok pozwoli).

Zawsze w plecaku noszę jakąś ciekawą książkę, bo zawsze może się zdarzyć, że trzeba będzie poczekać. Nie daj Boże – u dentysty albo w antyszambrach u kogoś ważnego. Nie mówiąc naturalnie o pociągu, w którym niektórzy udają, że pracują na komputerze, a inni patrzą tajemniczym, rozproszonym wzrokiem w dal. Zawsze się zastanawiam, jak wytrzymują tak godzinami i dlaczego nie zajrzą do czegoś do poczytania. Zapewne nikt o nich nie zadbał w młodości i nie nabyli tego już nie tylko obyczaju, ale wręcz nawyku.

Człowiek w życiu na ogół nie jest samotny a nawet jeżeli jest, to może znaleźć sobie inne zajęcia niż czytanie, na przykład uprawianie ogrodu czy grę w szachy. Ale czytanie przynosi większe korzyści także w samotności, gdyż przebywanie w fikcji lub w przeszłości sprawia, że nie jesteśmy całkiem samotni. Towarzyszymy naszym bohaterom i odnajdujemy spokój oraz poczucie sensu świata. Nie należy przejmować się tym, że jest to świat lektury, a nie świat rzeczywisty, gdyż świat lektury jest równie rzeczywisty jak rzeczywistość, bo czyż rzeczywistość, jaka nas otacza, nie jest bardziej absurdalna, nonsensowna lub godna pożałowania? I czy wobec tego nie lepiej od niej uciec do rzeczywistości lektury? Dlatego też bardzo nie lubię, kiedy autor mnie zwodzi lub wprost oszukuje. Nie zdarza to się często, jeżeli jest się czytelnikiem wytrawnym, ale są tacy, którzy celowo zwodzą czytelnika. Do pewnego stopnia jest to dopuszczalne jako rodzaj gry, ale bywa karygodną o czym przekonała się Agatha Christie, kiedy została ukarana za świadome i bezwzględne oszukanie czytelników. W «Zabójstwie Rogera Ackroyda» narrator, którego odruchowo darzymy sympatią i któremu ufamy, okazuje się mordercą. Niby to żart, ale słusznie autorkę usunięto z brytyjskiego stowarzyszenia autorów powieści kryminalnych.

W naszej samotności między nami i autorem rodzi się szczególna więź, której nic nie powinno naruszyć. Dlatego nie lubię czytać recenzji z książek, które mi się podobały, bo krytyk może mieć niesłusznie negatywne zdanie i nieco mi zepsuje w ten sposób przyjemność. Jednak i tak nic nie pokona mojej przyjaźni z wielkimi pisarzami, tej szlachetnej i uczciwej, chociaż nierównej wobec ich wielkości, rozmowy, jaka nie ma końca i jaką można prowadzić zawsze, bez względu na okoliczności. I dlatego też godni najwyższego potępienia są ludzie, którzy widząc, że czytamy, traktują nas, jakbyśmy nic nie robili i przerywają nam bez pardonu. Oto przykład prawdziwego złego wychowania.

Czytanie, czyli... radości eklektyczne

Czytać można wszystko. Na przykład instrukcję używania odkurzacza – znam takiego, co to lubi. Można naturalnie czytać gazety i gazetki specjalistyczne o psach, rowerach czy seksie, ale istnieje jasny i dla każdego, kto lubi czytać, oczywisty podział na lektury wyższe i niższe, zgodnie z tym, jak John Stuart Mill dzielił przyjemności na wyższe i niższe. Nie można wyznaczyć odgórnie granic miedzy lekturami wyższymi a niższymi, gdyż dla każdego będą one przebiegały gdzie indziej, ale zawsze te granice istnieją.

Jednak prawdziwa przyjemność z czytania ma charakter dyletancki. Każde czytanie w celu zdobycia konkretnej wiedzy, która jest nam potrzebna w życiu zawodowym, jest czytaniem wymuszonym, nawet jeżeli – co rzadkie – okaże się lekturą przyjemną. Najlepsze jest czytanie takie, jakbyśmy chodzili po muzeum i nie załatwiali po kolei sal z obrazami hiszpańskimi, potem flamandzkimi, a potem, bo jest na wyższym piętrze, z wczesnym malarstwem sieneńskim, ale jakbyśmy chodzili i patrzyli tylko na obrazy, a jeżeli przypadkiem któryś nas zachwyci, sprawdzali, kto też go namalował. Warto w jednym tygodniu czytać o historii Rosji, by w następnym zaciekawić się powieścią świetnego angielskiego współczesnego pisarza Juliana Barnesa. Można też czytać kilka książek naraz, bo tak chcemy, bo jedne sprawiają nam przyjemność przed południem, a inne wieczorem przed spaniem. Ze wszystkich czegoś się dowiadujemy i zupełnie nic nie szkodzi, że jest to wiedza zarówno eklektyczna, jak i niepełna, gdyż taka wiedza jest lepsza od wiedzy maniaków, którzy wiedzą wszystko o samochodach – tak się naczytali – ale nic o miłości. Można mieć wątpliwości, czy taka wiedza jest w ogóle przydatna, ale trzeba szybko je rozwiać. Nie tylko jest przydatna, ale korzyści, jakie z niej czerpiemy, mogą niespodziewanie okazać się całkiem praktyczne. Na przykład lektura mało ważnej książki sensacyjnej może pomóc nam potem w sytuacji zagrożenia, bo wiemy co robić: zgasić światło w domu, poszukać narzędzia przypominającego młotek i czaić się za uchylonymi drzwiami. A poważnie – to opuszczane często przez wielu czytelników opisy przyrody są jednym z najlepszych źródeł naszej wiedzy na temat świata. Czytajmy więc niemal wszystko, z wyjątkiem może cudzych źle napisanych wynurzeń psychologicznych, bo możemy popaść w depresję.

Czytanie dla poznania siebie

Korzyścią, jaka płynie z czytania – co wiedziano od setek lat – jest także to, że czytając, poznajemy lepiej samych siebie. I nie chodzi mi naturalnie o współczesne banały psychologiczne w rodzaju «odnaleźć siebie», jakbym się gdzieś zgubił, albo «poznać swoją tożsamość», jakbym był wariatem, który nie wie, kim jest, lecz o zwyczajne przypatrywanie się samemu sobie dzięki stosowaniu metody porównawczej. Ile we mnie jest z Juliana Sorela, a ile z bohaterów Conrada? Na czym polega fenomen, że miłość przeistacza się w obojętność albo i nienawiść, jak tego uniknąć? Dla wielu ludzi wiedza o miłości pochodzi raczej z lektur niż z życia i nie ma w tym nic złego, że dzięki lekturze lepiej zdają sobie oni sprawę z tego, jacy są, jacy chcieliby być i jacy być powinni. Czytanie pozwala nam także dlatego lepiej siebie poznać, że w naszej kulturze bardzo rzadko rozmawiamy o sprawach prywatnych czy intymnych z najbliższymi, z przyjaciółmi. Z lektury i tylko z lektury dowiadujemy się więc o straconych złudzeniach i o smudze cienia Zresztą gdyby nam ktoś chciał opowiadać swoje przeżycia i wymagał od nas uwagi oraz współczucia, to byśmy raczej byli mu niechętni. Różnica – znowu ta sama – między rzeczywistością rzeczywistości a rzeczywistością fikcji polega na tym, że fikcja jest zazwyczaj o wiele ciekawsza i lepiej opowiedziana Jeżeli więc nie jesteśmy psychoterapeutami, to zamiast wysłuchiwać o cudzych kłopotach, znacznie lepiej jest o nich poczytać, i to u świetnego pisarza. Od niego wiele się dowiemy, jak mamy sami rozwiązywać nasze kłopoty, od znajomego lub znajomej wiedzy nie uzyskamy żadnej. Poznanie samego siebie przydaje się nie tylko po to, żeby się zmienić – kto to potrafi? – ale żeby wiedzieć. Wiedza zaś niekoniecznie nam pomaga, ale – podobnie jak wiara – czyni cuda. Nie jest więc tak, że od razu dzięki lekturze uzyskujemy konkretną i praktyczną wiedzę na temat tego, jak postępować, ale liczne lektury lepiej lub gorzej pamiętane w tajemniczy sposób kumulują się w naszej duszy i pomagają czasem na intuicyjne, a więc najlepsze, lub rozumowe, też nie najgorsze, rozwiązywanie zaskakujących nas trudnych problemów.

Czytanie jako przyjemność

Nie należy się wzdragać przed jasnym stwierdzeniem, że człowiek żyje przede wszystkim dla przyjemności. Oczywiście przyjemności mogą być różne i czytanie jest jedną z największych i najmniej zawodnych W tym przypadku już nie chodzi o samotność, a czasem – wręcz przeciwnie – o przyjemność z rozmowy z kimś bliskim na temat książki, którą oboje lub obaj przeczytaliśmy. Warto przecież zdać sobie sprawę z tego, jak niewiele jest naprawdę przyjemnych i zajmujących tematów do rozmowy. Poza utyskiwaniem na politykę i polityków, co wszystkim sprawia raczej niską przyjemność, mamy czytanie, które może prowadzić nawet do wspaniałych wspólnych doznań i wzruszeń, Czasem także korzyść z czytania polega na tym, że po prostu – zamiast oglądać mecz piłkarski, ale ile jest ciekawych meczów? – możemy całkowicie oderwać się od spraw domowych, a przede wszystkim zawodowych. Każdy z nas pamięta, co ma załatwić w najbliższej przyszłości i jakie czekają go nieprzyjemne rozmowy, a tu książka w rękę, głęboko siadamy w fotelu i wszystko znika za zasłoną zapomnienia. Prawda, trzeba będzie wrócić, ale ten czas, jaki spędzimy w całkowitym oderwaniu, jest nasz i nikt go nam nie zabierze. I dlatego nie wierzę, by ktokolwiek, kiedykolwiek, w jakichkolwiek okolicznościach sprawił, że przejdziemy całkowicie na czytanie zastępcze – w internecie, słuchanie, jak ktoś czyta, czy czytanie skrótów i bryków. Chwała czytaniu, bo nigdy nikomu jeszcze nie zaszkodziło (z wyjątkiem Don Kichota).


Marcin Król, „Dziennik”

wtorek, 1 kwietnia 2008

"odrzuceni odrzucają"


Wszystko robiłem dla siebie, pod maską empatii skrywał się zakorzeniony głęboko we mnie egoizm, chodziło o to, żeby zobaczyć siebie od najlepszej strony w innych, pochwalonego, zaakceptowanego, a następnie takiego siebie w nich zganić, pomniejszyć, trochę w fałszywej skromności poniżyć, bo przede wszystkim musiałem czuć się odrzucony, niedoceniony, musiałem wzbogacić swoją świadomość o ból rozczarowania, które przeżywali inni na mój widok, wspomnienie mojej osoby.


Dlatego najbardziej obawiałem się wszelkiego rodzaju życzeń.


Nie mogłem znieść uroczyście śpiewanych mi stu lat; najgorsze było to, że akurat w tym momencie nie mam się gdzie ukryć, nie mam co zrobić z twarzą, z oczami, które mnie oskarżają, krzyczą głośno, że nie zasługuję nie tyle na tak długie życie, ile na ten rodzaj okazanej mi życzliwości i sympatii, że nie jestem tym, za kogo mnie uważają, komu można taką życzliwość okazać.


Nie lubiłem życzeń, urodzinowych, świątecznych, nie patrzyłem w oczy osobie, która mi je składała, uciekałem wzrokiem w bok, i tylko ze strachu przed jeszcze większą kompromitacją ściskałem dłoń osoby dobrze mi życzącej, w duchu błagając, żeby skończyła, żeby nie powiedziała ani słowa więcej o mojej przyszłości, a nawet przeszłości.


Dobrze życzące osoby są niekiedy skłonne do uwypuklania wagi swoich życzeń, demonstrowania niegasnącego zaufania, wiary w nawrócenie, mówią: życzę ci dobrych wyników w nauce, co oczywiście oznacza, że dotychczas nie szło ci zbyt dobrze w nauce i należy to poprawić, życzą ci wszelkiegfo rodzaju sukcesów albo stabilizacji, co oczywiście sugeruje, że nie jesteś człowiekiem sukcesu, ciągle ci coś nie wychodzi, a wiec jesteś do niczego, wszyscy o tym wiedzą i widzą, że na razie jesteś do niczego, ale kieruje nimi szczera troska o twoją przyszłość i dlatego życza ci, żeby się wreszcie odmieniło, żebyś ty się zmienił. Dogonił ich. Zrównał się z nimi. Pokazał, że ty też potrafisz. Być. Być kimś.


Radosław Kobierski, Harar