Zdaje mi się, że cała wiedza o moim życiu pochodzi z książek
Jean-Paul Sartre, Mdłości

środa, 17 grudnia 2008

lustro

Syndrom rozmycia tożsamości u osobowości narcystycznych wskazuje na szczególny charakter pozornie dobrej integracji ich pojęcia self, jest to bowiem patologiczne wielkościowe self towarzyszące wyraźnemu brakowi integracji reprezentacji figur znaczących. Jest cechą charakterystyczną dla osób o narcystycznej osobowości to, że mają one niewielką zdolność do empatii, zaangażowania w związki z innymi, lojalności oraz przyjaźni. Ich związki zdominowane są przez uświadamianą i nie uświadamianą zawiść, przejawiają oni kombinację dewaluowania innych i symbolicznego psucia tego co od nich otrzymują, chciwości, eksploatatywności, roszczeniowości i niezdolności do tego by naprawdę na kimś polegać. Patologiczne wielkościowe self manifestuje się u tych adolescentów przez wzmożony egocentryzm i nastawienie odnoszące; ich wielkościowe wyobrażenia znajdują czysto wyraz w cechach ekshibicjonistycznych, nastawieniu wyższościowym i lekceważącym oraz w rozziewie pomiędzy wyśrubowanymi ambicjami a ograniczonymi możliwościami. Ich wzmożone zapotrzebowanie na uznanie ze strony innych może zostać nieprawidłowo zrozumiane jako wyraz zależności, ale w przeciwieństwie do osobowości zależnych nie są oni zdolni do doświadczania wdzięczności w stosunku do tych, którzy spełniają ich potrzeby. Płytkość ich życia emocjonalnego i doświadczeń wewnętrznych znajduje często wyraz w poczuciu pustki, znudzenia i wzmożonym zapotrzebowaniu na bodźce.
Dominującym symptomem jest często znaczące niepowodzenie szkolne. Jak zauważyłem to we wcześniejszej pracy (1984), mają oni duże trudności w uczeniu się, jako że robienie tego interferuje z ich przekonaniem o tym, że wiedzą już wszystko, lub że mogą przyswajać wiedzę automatycznie poprzez sam kontakt z informacją. Jeśli narcystyczny adolescent jest szczególnie bystry, może być doskonałym uczniem (studentem) tak długo, jak długo nie musi nad tym specjalnie pracować. Ci młodzi ludzie jako uczniowie często wykazują kombinację doskonałego funkcjonowania w przedmiotach dla siebie łatwych, z totalną klęską w zakresie tych przedmiotów, w których mają trudności z przewyższeniem innych bez włożenia w to szczególnego wysiłku. Wysiłek taki – poprzez wywoływaną nim nieświadomą zawiść – doświadczany jest przez nich jako obraza dla ich godności własnej. Po drugie dewaluacja przedmiotów w których nie odnoszą sukcesów prowadzi do błędnego koła porażek szkolnych. Za przykład służyć może pacjent, który nauczył się łatwo pływać jako małe dziecko, lecz nie był nigdy w stanie opanować jazdy na nartach: doświadczenie pierwszej lekcji podczas której musiał przyglądać się rówieśnikom robiącym to wiele lepiej od niego, było kompletnie zniszczyło jego chęć nauczenia się tego sportu.

Otto F. Kernberg

wtorek, 16 grudnia 2008

czy już?

Znów się wyłamię: dziś nie będzie cytatu z książki. Jutro. Ale dziś cytat z forum (dziękuję Ewie G. za pomysł). Musze go zamieścić... choć wycinki...

książkoholicyIP: *.chello.pl Gość: agent_dolu 11.09.08, 21:34 Odpowiedz
Dzień Dobry
Nazywam się...niech będzie, Stanisław.
Jestem książkoholikiem.
Od kilku lat, nie jestem w stanie zasnąć bez ciągów liter, które uzależniły jak zroszone kroplami potu butelki piwa. Kupuje bez kolekcjonerskiego zadęcia, żadnych sentymentów dla wyrafinowanych gatunków, nad Ballantines`a przedkładam Terrego Pratchetta, zamiast Finlandi delektuje się Marcinem Wolskim.

Czy jestem jedyny?


Re: książkoholicy abranova 12.09.08, 11:11 Odpowiedz
Też czasem zastanawiam się, czy czytanie to nie nałóg. Chociaż w sumie nie
słyszałam nigdy aby gdzieś leczyli uzależnienie od książek a od telewizji czy
komputera przecież leczą!

Ja zasnąć bez czytania umiem, natomiast miewam...ciągi czytelnicze ;) Zdarza mi
się przez kilka lub kilkanaście dni nie wziąć do ręki żadnej beletrystyki,
zwłaszcza kiedy muszę poczytać więcej literatury naukowej. Natomiast jak wpadnę
w ciąg, to powieści lecą jedna po drugiej, zazwyczaj kosztem domowych obowiązków.
A może ktoś zrobiłby ankietę na sprawdzenie uzależnienia?

Czy śnią Ci śnią książki?
Czy wstając rano myślisz o czytaniu?
Czy rodzina twierdzi, że czytasz za dużo?
Czy przez czytanie zaniedbujesz obowiązki domowe?
Czy ukrywasz w domu książki na czarną godzinę? ;)...
itd, coś w tym stylu :)


--
Re: książkoholicy shiva772 12.09.08, 12:00 Odpowiedz
Nazywam się ... Shiva.
Jestem silnie uzależniona. Ciągi mam długie i przerywane z żadka
jednym dniem abstynencji.
Kiedyś było już tak źle, że sięgałam po książkowy denaturat ;)
Szwaje, Grochole itp.
Wyszłam z tego, teraz tylko wyższa półka. Na najwyższą to mi szkoda
czasu, głupia jestem i nie rozumiem "Gry w klasy" a z "Czarodziejska
górą"... e tam to już wolę detoks ;)


Re: książkoholicy lis888 12.09.08, 12:31 Odpowiedz
Nazywama się... Jestem cięzko uzleżniona od liter wydrukowanych na
papierze, nawet na bylejakim. Ten mój nałóg zaprowadził mnie na
manowce: zaniedbuję rodzine i dzieci, zamiast wyblizywac kafelki i
kibelki, ślinę się na lekturą; ostani grosz wydaję w księgarni,
odmawiając sobie innych używek; frustruję się zmarnowanym czasem,
gdy nie mogę poczytać, siedząc u ciotki na imieninach. Jestem istotą
antyspołeczną, bo nie cierpie innych, gdy przeszkadzają mi czytać;
źle traktuje książki, bo czytam je w wannie, podczas jedzenia i
gotowania. Nigdy w życiu nie dostanę od kochającego męża kwiatów, bo
go lojalnie uprzedziałam, że to straszne marnotrawienie kasy, kt.
można wydać na książki.
Przyłapano mnie w kościele na chórze na czytaniu ksiązki, na tym
samym na nudnym zebraniu rodzicielskim w szkole, równiez na akdemiii
szkolnej; w czasach studenckich zdarzało mi się ukraść ksiązki z
księgarni(biję się w piersi).
Jestem cięzkim przypadkiem bibliopatki i musze się przynać, że
zarażam innych, w tym moje czworo dzieci. Zamknijcie mnie w
bibliotece!!!!


Re: to zapraszamy i tu: pink_hamster 12.09.08, 17:28
Odpowiedz nazywam się Pinkhamster i też jestem uzależniona
czytam wszędzie-na wykładach, zajęciach, w czasie jazdy autobusem i w kościele, na zebraniach itd.
a jeśli zabraknie książek czy prasy, czytuję też instrukcje obsługi, regulaminy przewozu pasażerów mpk, instrukcje obsługi i napisy na opakowaniach produktów spożywczych
--
nie wystarczy być szczęśliwym;trzeba jeszcze,aby inni byli nieszczęśliwi



Re: książkoholicyIP: *.15.228.226.oskbraniewo.pl Gość: Mo 13.09.08, 16:52 Odpowiedz
Mam na imię Mo. Od 5 roku życia jestem uzależniona od słowa pisanego.
Prowadząc auto żałuję,że nie mogę czytać (furda ze słuchaniem książek). Cieszę się, że mieszkanie mam małe - mniej czasu potrzebuję, by je sprzątnąć i więcej mam czasu na książki.
Gdyby ktoś wymyślił odwyk książkowy i ktoś zmusił mnie, abym się poddała procesowy odzwyczajania - umarłabym.

http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=151&w=84548414&v=2&s=0


Chyba nie muszę pisać, że podpisuję się pod tyt wszystkim...? Łącznie (a może szczególnie) ze wspomnieniem o kościelnym chórze?


poniedziałek, 15 grudnia 2008

cena


– Wyobraź sobie pas transmisyjny, który prowadzi do wielkiego paleniska. A na tym pasie są książki. Wszystkie egzemplarze z całego świata wszystkich książek, które kochasz. Jedna po drugich. Dziwne losy Jane Eyre, Vilette, Kobieta w bieli...
Miasteczko Middlemarch – dorzuciłam.
– Dziękuję. Miasteczko Middlemarch. I wyobraź sobie dźwignię z dwiema plakietkami: „włącz” i „wyłącz”. W tej chwili dźwignia jest wyłączona. A obok niej ktoś stoi, trzymając na niej rękę. Już ma ją uruchomić. A ty możesz go powstrzymać. Masz w ręku pistolet. Wystarczy, że naciśniesz spust. Co zrobisz?
– Nie, to głupie!
– Już włącza dźwignię. Pas transmisyjny rusza.
– Nie, to zbyt skrajne! Zbyt wydumane!
– Pierwsza zsuwa się do ognia Shirley.
– Nie lubię takich gier.
– Teraz George Sand zajmuje się płomieniem. Westchnęłam i zamknęłam oczy.
– Zbliżają się Wichrowe Wzgórza. Czy pozwolisz je spalić? Nie mogłam sobie z tym poradzić. Widziałam te książki, widziałam, jak się stale przesuwają ku palenisku; wzdrygnęłam się.
– Rób, jak uważasz. Już płoną. Czy tak samo ma być z Dziwnymi losami Jane Eyre?
Jane Eyre! Nagle poczułam, że robi mi się sucho w ustach.
– Wystarczy, że strzelisz. Ja nikomu nie powiem. Nikt się nigdy o tym nie dowie. – Czekała. – Zaczęły spadać. Tylko kilka pierwszych egzemplarzy. Ale jest ich mnóstwo. Możesz jeszcze zmienić zdanie.
Potarłam nerwowo kciukiem o szorstki brzeg paznokcia mojego środkowego palca.
– Spadają coraz szybciej.
Nie odrywała ode mnie wzroku.
– Połowa już spalona. Pomyśl. Margaret. Cała Jane Eyre zaraz zniknie na zawsze. Pomyśl.
Panna Winter zmrużyła oczy.
– Dwie trzecie przepadło. Tylko jedna osoba, Margaret. Jedna mała, nic nie znacząca osoba!
Zamrugałam.
– Jeszcze jest czas, ale bardzo go niewiele. Pamiętaj, Margaret. Ta osoba pali książki. Czy zasługuje na to, by żyć?
Zamrugałam znowu.
– Ostatnia szansa.
Nic tylko mrugam i mrugam.
Już nie ma Dziwnych losów Jane Eyre.
– Margaret! – Twarz panny Winter wykrzywiła udręka; kiedy mówiła, uderzała lewą ręką o poręcz fotela. Nawet jej prawa ręka, ta okaleczona, zacisnęła się na kolanach.
Później, kiedy to zapisywałam, pomyślałam, że to najbardziej spontaniczny wyraz emocji, jaki kiedykolwiek widziałam u panny Winter. Zdumiewające – wkładać tyle uczucia w zwykłą grę.
A co ja czułam? Wstyd. Bo skłamałam. Oczywiście bardziej kochałam książki niż ludzi. Oczywiście cenniejsza była dla mnie Jane Eyre niż jakaś anonimowa osoba z ręką na dźwigni. Oczywiście każdy utwór Szekspira był więcej wart niż ludzkie życie. To oczywiste.

Diane Setterfield, Trzynasta opowieść

poniedziałek, 8 grudnia 2008

antykwariat

Sam antykwariat niemal wcale nie przynosi dochodów. To miejsce, gdzie pisze się i otrzymuje listy. Miejsce, gdzie oczekuje się na następne targi. W opinii dyrektora naszego banku to zbytek, na który ojciec może sobie pozwolić dzięki swoim sukcesom. Ale w rzeczywistości - rzeczywistości ojca i mojej; nie twierdzę, że rzeczywistość jest taka sama dla wszystkich - antykwariat jest prawdziwym sercem wszystkiego. To azyl dla książek, bezpieczna przystań tych wszystkich tomów, które ongiś z taką miłością napisano, a których teraz najwyraźniej nikt już nie chce.
I miejsce do czytania.
A jak Austin, B jak Bronte, C jak Charles i D jak Dickens. Tu uczyłam się alfabetu. Ojciec, trzymając mnie na rękach, przechadzał się wzdłuż półek, pokazywał mi litery i uczył je wymawiać. Tu także nauczyłam się pisać, przepisując nazwiska i tytuły na fiszki biblioteczne, które dotąd, po trzydziestu latach, nadal tkwią w naszej kartotece. Antykwariat był jednocześnie moim domem i miejscem pracy. Był dla mnie lepszą szkołą niż jakakolwiek inna, a później moim własnym uniwersytetem. Był moim życiem.
Ojciec nigdy nie wtykał mi do rąk żadnej książki ani żadnej nie zakazywał. Pozwalał mi w nich szperać i dokonywać własnego mniej lub bardziej właściwego wyboru. Czytałam więc krwawe opowieści o historycznych wyczynach, które dziewiętnastowieczni rodzice uznawali za stosowne dla dzieci, i gotyckie opowiadania o duchach, które z pewnością stosowne dla nich nie były; czytałam relacje z uciążliwych podróży przez pełne niebezpieczeństw kraje, podejmowanych przez damy w krynolinach, i podręczniki dobrych manier, przeznaczone dla panien z dobrych domów; czytałam książki z obrazkami i bez obrazków, książki po angielsku, po francusku, książki w językach, których nie rozumiałam, lecz mogłam wtedy snuć własne opowieści na podstawie kilku wyrazów, których znaczenia się domyśliłam. Książki, książki, ciągle książki.
W szkole te moje lektury zachowywałam dla siebie. Nieco z archaicznej francuszczyzny, którą poznałam ze starych podręczników, przenikało jednak do moich wypracowań i nauczyciele uznawali to za błędy ortograficzne, choć nigdy nie udawało się im ich wykorzenić. Czasami lekcja historii dotyczyła obszernego, ale przypadkowego zasobu wiedzy, jaką zebrałam podczas moich chaotycznych lektur w antykwariacie. Karol Wielki? - myślałam, mój Karol Wielki? Ten z antykwariatu? Siedziałam wtedy cicho, oniemiała ze zdumienia zetknięciem dwóch światów, które przecież były od siebie tak odległe.
W przerwach w czytaniu pomagałam ojcu w pracy. W wieku dziewięciu lat wolno mi było pakować książki w brunatny papier i adresować do naszych zamiejscowych klientów. W wieku dziesięciu lat pozwolono mi nadawać je na poczcie. Jako jedenastolatka zastąpiłam matkę w jej jedynym zajęciu w antykwariacie: w sprzątaniu. Uzbrojona w chustkę na głowie i fartuch przeciw brudowi, zarazkom i ogólnej szkodliwości „starych książek” przechodziła wzdłuż półek z delikatną miotełką z piór, mocno zaciskając usta i starając się nie oddychać. Od czasu do czasu pióra podnosiły kłęby urojonego kurzu, a ona cofała się, kaszląc. Nieuchronnie rozdzierała sobie pończochy o skrzynkę, która z przewidywalną złośliwością książek znalazła się akurat za nią. Zaproponowałam, że ja będę odkurzać; chętnie wyrzekła się tego zajęcia; potem nie musiała już wchodzić do księgarni.
Kiedy miałam dwanaście lat, ojciec zlecił mi odszukiwanie zagubionych książek. Jako zagubione określaliśmy te, które według zapisu były na składzie, ale nie znajdowały się na swoim miejscu na półce. Mogły zostać skradzione,zwykle jednak roztargnieni szperacze wtykali je w niewłaściwe miejsca. Antykwariat zajmował siedem pokoi zapchanych od podłogi po sufit książkami, tysiącami książek.
- A przy okazji sprawdź kolejność alfabetyczną - powiedział ojciec.

Diane Setterfied, Trzynasta opowieść