Zdaje mi się, że cała wiedza o moim życiu pochodzi z książek
Jean-Paul Sartre, Mdłości

czwartek, 22 października 2009

Leonarda da Vinci wspomnienie z dzieciństwa...


Między mamą a babcią coraz więcej wzajemnych pretensji, nie mogą się zgodzić, jakie kwiaty posadzić na grobie, czy zdobić granitową płytę, czy litery mają być złocone. «Mamusia to zawsze musi postawić na swoim – złości się mama – mowy nie ma o fotografii w jakiejś sepii ze Staszka matury!». «Ależ dziecko – przemawia jej do rozsądku babcia – Stasiowi było bardzo dobrze w szkolnym mundurku». «A potem pewnie było mu już tylko źle? I pewno ja jestem temu winna?! – histeryzuje matka. – Czy mamusia w końcu zrozumie, że on przestał być dzieckiem i... – zawiesza głos – I już nie żyje?!». «Ano to jak już chcesz, niech będzie po twojemu...» – głos babci jest pełen rezygnacji. I nagle obie płaczą nad grobem ojca, który pod korzeniami irysów, kalii, maciejek gnije, wysiąka w fioletowy jedwab trumny, ku radości szczurów i robaków, a ja patrzę gdzie indziej, bo ja wcale nie płaczę, nie. Tyle tu się dzieje ciekawego, alejkami cmentarza wędrują niedołężne staruszki, z konewkami, szpadelkami, grabkami, niezmordowane w swojej robocie na granicy życia. Szumią nad nimi drzewa, korzenie wysysają żyzną ziemię. Odbijam się we wszystkim, we wszystkich, w babci, mamie, w mozolnej pracy pszczół toczących pyłki z kwiatów, w pąkach, które strzelają z rozszalałej, wezbranej sokami ziemi, w chmurach, ale nade wszystko ojciec jest moim ciemnym, lustrem. Czuję, jak moje rysy twarzy, słowa, gesty, choć rozcieńczone, układają się pomału w niego, chwilę potrwają, a potem tak jak on bezpowrotnie zanikną.

Bohdan Sławiński, Królowa Tiramisu
Wyrównaj z obu stron