Zdaje mi się, że cała wiedza o moim życiu pochodzi z książek
Jean-Paul Sartre, Mdłości

środa, 13 stycznia 2010

oni...


Jak zaczniesz grypsować, małolat, to jest albo wóz, albo przewóz. Musisz, wiedzieć, gdzie jest twoje miejsce. Decydujesz się na to, że jesteś złodziej i bandzior, a więzienie jest twoim drugim domem i to jest cena za to, że robisz to, co ci się podoba. Prawdziwy złodziej prędzej czy później trafi za kraty, bo to jest jego zawód i jego wolność. Jego cena wolności. Złodziej, co grypsuje, dokładnie wie, kto jest jego wrogiem i z kim musi walczyć, żeby przeżyć. Cala administracja, całe to kurewstwo urzędasów, sędziów, kupionych i wystraszonych adwokatów, wściekłych prokuratorów, klawiszy – tych łańcuchowych psów, to wszystko, małolat, cały ten pierdolony burdel myślący tylko o tym, jak nas zamknąć, zagłodzić, zgnoić i jeszcze zmusić do poprawy, do tańczenia tak, jak nam zagrają. Wiesz, po co się grypsuje, małolat? Pewnie wiesz bo już gibiesz te swoje parę miesięcy. Tylko razem jesteśmy silni. Tylko razem możemy przetrzymać jakoś ten cały syfilis. I oni wiedzą o tym, i boją się nas, i liczą się z nami. Wiedzą, że w kryminale się głupieje i złodzieje potrafią być nieobliczalni. Że są ześwirowani i stać ich na to. żeby wypruć sobie flaki i wrzucić w sprężyny od koja Tak, małolat, są tacy kamikadze. Sam kiedyś widziałem, jak nieśli kolesia z jego własnym łóżkiem, bo go nie mogli wyplątać. Nieśli go do lekarza, a kiszki ciągnęły się po podłodze. To był gruby numer, małolat, i klient tego nie przeżył. Ale to są ostateczności, gdy nie ma już wyjścia, gdy chcą cię zgnoić albo zadręczyć na śmierć.

Ale oni wiedzą, że jak pochlasta się dziesięciu, to nie będą mogli ich skrawcować na miejscu i będą musieli ich powieźć na wolnościową szpitalkę. I zrobi się dym, i prędzej czy później ludzie będą się pytać, co się dzieje. Dlaczego złodzieje robią sobie takie rzeczy. Bo wariują od tego, że są traktowani jak zwierzęta. Że jak dopominają się o swoje prawa, chociażby o żarcie, co się dałoby przełknąć, to dostają parę lol na grzbiet, kopa podkutym butem albo łomot od pięciu gadów naraz. Bo wariują dlatego, że są dręczeni i trzymani w ciemnościach, wpierdalani w słynne pasy, w których najwięksi kozacy po dziesięciu minutach srają pod siebie, bo są zamykani na pół roku w pojedynkach, w mrozie, z robactwem, ze szczurami, wariują, bo jak idą do lekarza, to są zamykani na twarde jako symulanci. Żyją w piekle, które zrobiono specjalnie dla nich, więc stali się diabłami. I żrą się między sobą, niszczą słabych, gwałcą wystraszonych, bo sami nie chcą być gwałceni, słabi i wystraszeni. Tak, małolat, bo więzienie to piekło i ściek, śmietnik i dżungla, i nikogo nie obchodzi, co się tutaj dzieje. Nikogo nic obchodzi, że morderca siedzi z dzieciakiem skazanym za kradzież roweru. Nikogo nie obchodzi, że klient raz zgwałcony będzie poniżany i dymany do końca swoich dni w kryminale. Oni są zadowoleni, że robią z nas zwierzęta, małolat, im potrzebne są zwierzęta, żeby mogły istnieć takie kryminały. Ale jak już zrobili z nas zwierzęta, to chociaż nie pozwólmy się zastraszyć. Niech się nas boją i niech się z nami liczą. Dlatego potrzebna jest mafia, o której oni wiedzą, ale nasza czaszka w tym, żeby wiedzieli jak najmniej. Oni mają swoich kapusiów, ale my wiemy, kto jest kapusiem i kiedy kapuje. Oni nie chcą, żebyśmy mieli kontakt z wolnością, ule my mamy swoje kominy. Oni nam dają wstrętne żarcie, ale my możemy pierdolnąć platerami i ogłosić głodówkę, a tego boją się najbardziej. Oni chcą mieć swoich zaufanych klawiszy, ale my tych klawiszy możemy kupić, bo wszystko można kupić.

To wszystkie nasze zasady, małolat, ja teraz będę nawijał tak między nami i może się zdziwisz, że kulawo bajeruję i w ogóle. Ale lubię cię i ci ufam, a przesiedziałeś deczko i trochę wiesz, i chcę, żebyś i ty głupi nie był. No więc te nasze wszystkie zasady, oddzielny blat, oddzielne platery, nie kopsać ręki frajerstwu, cała więzienna nawijka, jak popatrzysz na to z boku, to przecież jedna głupota i nic więcej. No bo co się w końcu stanie, jak frajer zje z twojego talerza albo przykira z twojego kubana. Nic, chyba że ma jakąś francę. Ale jak spojrzysz na to z innej strony, to zobaczysz, że są potrzebne, bo muszą być jakieś zasady, żeby trzymały ten cały bałagan. 1 trzeba ich przestrzegać, i może dlatego, że są bez sensu, tym bardziej trzeba ich przestrzegać, bo tak się sprawdza ludzi. Będziesz zdychał bez szlugów, ale nic weźmiesz pojarki od frajera. Będą cię klawisze napierdalali, ale nic dotkniesz obszczanego kibla. Oddziałowy będzie cię zmuszał, żebyś szamał z frajerstwem, ale ty będziesz wolał łomot.

Myślisz, że mnie nie żal cweli? Ale będę ich dymał i poniżał. Małolat, jak pierwszy raz dałem jednemu obciągnąć, to myślałem, że się zrzygam, ale dałem, bo wiedziałem, że muszę być sztywny, bo tu trzeba być sztywnym. Myślisz, że ja nic wiem, że wśród frajerstwa są porządni faceci, czasami porządniejsi niż klienci od nas. Ale zawsze będę powtarzał i robił tak, jakby każdy frajer był od urodzenia zwykłym paparuchem. Musimy, przynajmniej od zewnątrz, wyglądać, że trzymamy się razem i obcym wstęp wzbroniony. Zresztą frajerstwo samo sobie jest winne. Widzisz, jacy są rozpierdoleni. Można z nimi zrobić co się chce. Żadnej jedności. Motają się i motają. Jak jakaś zadyma albo bunt, to tylko my. Nigdy się nie zdarzy, żeby frajerstwo coś wymyśliło i zadymiło. Duży fart, jeśli kilku z nich się wykłamie i pójdzie za nami.

Z nimi, małolat, jest taka sprawa, że oni przeważnie żałują za grzechy i myślą, że spotkała ich zasłużona kara, myślą o poprawie. Aż mnie telepie, jak o tym pomyślę. Jaka kara? Jaki sąd? Kto mnie sądził? Jakaś banda złodziei, co kradnie pod ochroną tego swojego prawa. Małolat, przecież to jest cyrk. Żeby bandyci, co napierdalali mnie przez tydzień na komisariacie, robili potem za uczciwych świadków. Złodziej skazujący złodzieja. I to złodziej, który nic nie ryzykuje. Ja jestem złodziej, ale płacę uczciwie, płacę wolnością, moim jedynym skarbem. Małolat, mordercy są uczciwi, dają życie za życie. A pomyśl, jakim zeszmaconym mordercą jest sędzia skazujący na krawat. Co go to kosztuje? Czym płaci? Bólem dupy na rozprawie. Patrzy taki kutas, jak huśtają człowieka, a potem idzie na obiad i myśli, jak wyhuśtać następnego. Trzymaj mnie, bo gołymi rękami wyrwę te kraty! I jak tu się dziwić, że ludzie dostają świra? Że podcinają sobie żyły, oślepiają się, łykają mojki i kotwice. Małolat, ja siedzę już trzeci raz i wiem, że będę z przerwami siedział do końca życia. Udało się im tylko jedno. Nauczyli mnie, jak być bandytą, nie bać się kryminału i być dumnym z tego. To im się dobrze udało. I tylko to.

No dobra, małolat, to było tak między nami. Takich rzeczy lepiej nie nawijać głośno. Wiesz, jacy są złodzieje, nudzi im się i o każde słowo chcieliby kręcić aferę. Zapamiętaj, zapomnij i morda króciutko przy samym parkiecie.

Andrzej Stasiuk, Mury Hebronu



poniedziałek, 11 stycznia 2010

zasada


– Panie profesorze – zaczął Harry. – Tak sobie myślę… Nawet jeśli nie ma już Kamienia, to jednak Vol… to znaczy Sam-Wiesz-Kto…
– Nazywaj go Voldemortem, Harry. Zawsze nazywaj rzeczy po imieniu. Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą.

Joanne K. Rowling, Harry Potter i Kamień Filozoficzny

niedziela, 10 stycznia 2010

ona


W Paryżu mają Montmartre, w Amsterdamie Dzielnicę Czerwonych Świateł. Przykłady można by mnożyć. Zepsuty, pogański Zachód nie wstydzi się swoich domów publicznych, wybitych bordowym aksamitem sal, przytulnych, maleńkich pokoików. Oddziela je umowną granicą od reszty metropolii, tworzy legalne miasto w mieście. Miasto rozpusty, grzechu i rozkładu. Co więcej – trafiają się tam przeróżni zboczeńcy, jacyś Toulouse-Lautrecy, utrwalający obrazy występku przeciwko moralności i nazywający to bluźnierczo sztuką. Warszawa nigdy nie zhańbi się podobnym procederem. W katolickiej Polsce nie ma dzielnic rozpusty. Co prawda nie wiadomo dlaczego, niezależnie od tego, w jakim miejscu znajdzie się obserwujący rzeczywistość człowiek – czy to w szpitalu, autobusie, na ulicy czy przed telewizorem, pierwsze słowa cisnące mu się na usta brzmią nieodmiennie: „Ale burdel!”. Towarzyszy temu jednak zazwyczaj nie erotyczne podniecenie, ale zwykle kręcenie nawykłą do owego kręcenia głową. No cóż. Co kraj, to obyczaj. W Warszawie nie ma zatem dzielnicy-jawnogrzesznicy. Weźcie jednak do domu bezpłatną gazetkę studencką, a znajdziecie w środku różowe zaproszenie na pokaz fryzur intymnych. Jeśli chcecie skorzystać z usług silikonowej Joli („PROMOCJA!!! Trzecia godzina GRATIS!!!”), gotowej na wszystko Marioli, czy mogącej pochwalić się umiejętnością zrobienia szpagatu Violetty, nie musicie udawać się na specjalne poszukiwania. Wystarczy, że podejdziecie do któregoś ze spacerujących po ulicach kilkunastoletnich chłopców, roznoszących za grosze odpowiednie karteczki. Jeśli zaś jesteście zmotoryzowani, to karteczki same do was przyjdą i będą spokojnie czekać, zatknięte za wycieraczkę, aż załatwicie w ministerstwie wszystkie sprawy nie cierpiące zwłoki. Na zepsutym Zachodzie sex-shopy znajdują się głównie w wiadomych gniazdach odrażającej rozwiązłości. W ojczyźnie Papieża stoją sobie spokojnie, jeden obok drugiego, na stołecznej ulicy Jana Pawła. I to bynajmniej nie Woronicza.

Katarzyna Sowula, Fototerapia