Zdaje mi się, że cała wiedza o moim życiu pochodzi z książek
Jean-Paul Sartre, Mdłości

sobota, 11 lipca 2009

okno

Róża wiedziała o moich wierszykach. Kiedyś jej opowiedziałem historię z tomikiem i o kłopotach też opowiedziałem. Woda zrobiła się zimna, poprosiła o pomoc w wyjściu z wanny. Na krześle położyłem ręcznik tak jak zawsze, usiadła na niego. Drugim ręcznikiem osuszyłem jej ciało, sięgnąłem po olejek z półki i powoli zacząłem wcierać w jej idealną skórę. Kiedy ją masowałem, zacząłem sobie uświadamiać, że może Róża ma rację, może to nie ciekawość, a podświadoma chęć ucieczki skierowała mnie na wyspę, najdalej gdzie można było, najdalej gdzie można było uciec od wspomnień z dzieciństwa. Wspomnień o ogromnym poniemieckim mieszkaniu przy parku, o ogrodzie pełnym lip i suszek, o tym, że ten cały dziecięcy raj został zamieniony na podłe dwa pokoje w nowym bloku, tak nowym i dobrze zbudowanym, że grzyb wyrósł na frontowej ścianie po pierwszych deszczach. Uciec od wspomnień o rozwodzie rodziców. Wspomnień o tym, że tak właściwie to wielu zaczyna się należycie interesować drugą osobą dopiero po rozejściu. Wspomnień tych pustych niedziel, kiedy matka wystawała w oknie i wyczekiwała, kiedy ojciec się pojawi na ulicy, a musiał się pojawić, idąc w górę na obiad do siostry, bo były tylko dwie ulice w tym miasteczku. Matka krzyczała wtedy w napięciu, no chodź, chodź, szybko, popatrz, jak on teraz wygląda, jak łach, jak kompletny łach, przy mnie to on wyglądał. I zaraz sięgała po album ze zdjęciami, gdzie ojciec trzymał na rękach małego Artusia w beciku do chrztu i przypominał spasłego knura w garniturze. Albo te Wigilie we dwójkę przy niedosmażonym karpiu i znowu jej łzy, i smutek, i znowu jej niezadowolenie z prezentu ode mnie, opłatek, samotność, choć rodzina z Krakowa co roku zapraszała, ale ona nigdy nie chciała, ja byłem najlepszą gąbką na jej zgryzoty. A gdy nasiąkłem do granic możliwości i już nie mogłem więcej wciągać w siebie cudzych problemów, żalów i fobii, to uciekłem. Może, Różo, masz rację, może jest, jak mówisz.

Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Dom Róży

Brak komentarzy: