Zdaje mi się, że cała wiedza o moim życiu pochodzi z książek
Jean-Paul Sartre, Mdłości

poniedziałek, 15 grudnia 2008

cena


– Wyobraź sobie pas transmisyjny, który prowadzi do wielkiego paleniska. A na tym pasie są książki. Wszystkie egzemplarze z całego świata wszystkich książek, które kochasz. Jedna po drugich. Dziwne losy Jane Eyre, Vilette, Kobieta w bieli...
Miasteczko Middlemarch – dorzuciłam.
– Dziękuję. Miasteczko Middlemarch. I wyobraź sobie dźwignię z dwiema plakietkami: „włącz” i „wyłącz”. W tej chwili dźwignia jest wyłączona. A obok niej ktoś stoi, trzymając na niej rękę. Już ma ją uruchomić. A ty możesz go powstrzymać. Masz w ręku pistolet. Wystarczy, że naciśniesz spust. Co zrobisz?
– Nie, to głupie!
– Już włącza dźwignię. Pas transmisyjny rusza.
– Nie, to zbyt skrajne! Zbyt wydumane!
– Pierwsza zsuwa się do ognia Shirley.
– Nie lubię takich gier.
– Teraz George Sand zajmuje się płomieniem. Westchnęłam i zamknęłam oczy.
– Zbliżają się Wichrowe Wzgórza. Czy pozwolisz je spalić? Nie mogłam sobie z tym poradzić. Widziałam te książki, widziałam, jak się stale przesuwają ku palenisku; wzdrygnęłam się.
– Rób, jak uważasz. Już płoną. Czy tak samo ma być z Dziwnymi losami Jane Eyre?
Jane Eyre! Nagle poczułam, że robi mi się sucho w ustach.
– Wystarczy, że strzelisz. Ja nikomu nie powiem. Nikt się nigdy o tym nie dowie. – Czekała. – Zaczęły spadać. Tylko kilka pierwszych egzemplarzy. Ale jest ich mnóstwo. Możesz jeszcze zmienić zdanie.
Potarłam nerwowo kciukiem o szorstki brzeg paznokcia mojego środkowego palca.
– Spadają coraz szybciej.
Nie odrywała ode mnie wzroku.
– Połowa już spalona. Pomyśl. Margaret. Cała Jane Eyre zaraz zniknie na zawsze. Pomyśl.
Panna Winter zmrużyła oczy.
– Dwie trzecie przepadło. Tylko jedna osoba, Margaret. Jedna mała, nic nie znacząca osoba!
Zamrugałam.
– Jeszcze jest czas, ale bardzo go niewiele. Pamiętaj, Margaret. Ta osoba pali książki. Czy zasługuje na to, by żyć?
Zamrugałam znowu.
– Ostatnia szansa.
Nic tylko mrugam i mrugam.
Już nie ma Dziwnych losów Jane Eyre.
– Margaret! – Twarz panny Winter wykrzywiła udręka; kiedy mówiła, uderzała lewą ręką o poręcz fotela. Nawet jej prawa ręka, ta okaleczona, zacisnęła się na kolanach.
Później, kiedy to zapisywałam, pomyślałam, że to najbardziej spontaniczny wyraz emocji, jaki kiedykolwiek widziałam u panny Winter. Zdumiewające – wkładać tyle uczucia w zwykłą grę.
A co ja czułam? Wstyd. Bo skłamałam. Oczywiście bardziej kochałam książki niż ludzi. Oczywiście cenniejsza była dla mnie Jane Eyre niż jakaś anonimowa osoba z ręką na dźwigni. Oczywiście każdy utwór Szekspira był więcej wart niż ludzkie życie. To oczywiste.

Diane Setterfield, Trzynasta opowieść

Brak komentarzy: