Zdaje mi się, że cała wiedza o moim życiu pochodzi z książek
Jean-Paul Sartre, Mdłości

poniedziałek, 17 marca 2008

pępowina

Co spodziewa się osiągnąć dzięki swoim listom ta uparta, pozbawiona wdzięku kobieta? Czy nie widzi, że choćby nie wiedzieć jak cierpliwie dostarczała mu dowodów wierności, on nigdy nie ulegnie i nie wróci? Czyżby nie umiała przyjąć do wiadomości, że nie jest normalny? Powinna skupić swoją miłość na młodszym synu, a o starszym zapomnieć. Jego brat jest prostszym, bardziej niewinnym stworzeniem. Ma miękkie serce. Niech weźmie na siebie brzemię miłości do matki: niech usłyszy, że odtąd jest jej pierworodnym, najukochańszym. A wtedy starszy, nowo zapomniany, będzie mógł swobodnie pokierować własnym życiem.

Matka pisze co tydzień, ale on nie za każdym razem odpisuje. Zbytnio trąciłoby to wzajemnością. Odpowiada więc tylko co pewien czas, a jego listy są krótkie i mówią niewiele ponadto, że skoro je w ogóle napisał, to widocznie nadal pozostaje wśród żywych.

Właśnie to jest najgorsze. To potrzask, który matka na niego zastawiła, a on jeszcze nie znalazł sposobu, żeby się z niego wydostać. Gdyby zerwał wszystkie więzy, gdyby zupełnie przestał pisać, wyciągnęłaby najgorszy z możliwych wniosków; a on na samą myśl o rozpaczy, która by ją wtedy przeszyła, ma ochotę zatkać sobie uszy i oczy. Póki matka żyje, nie wolno mu umrzeć. Czyli póki jej życie trwa, on nie jest panem własnego. Nie może wystawiać go na szwank. Chociaż niezbyt siebie kocha, przez wzgląd na nią musi dbać o zdrowie, i to tak bardzo, że ciepło się ubiera, dobrze odżywia i tyka witaminę C. A już samobójstwo w ogóle nie wchodzi w rachubę.


J. M. Coetzee, Młodość

Brak komentarzy: