Zdaje mi się, że cała wiedza o moim życiu pochodzi z książek
Jean-Paul Sartre, Mdłości

czwartek, 2 kwietnia 2009

szczur

Część książek była uporządkowana i oznakowana, część leżała dosłownie wszędzie. Kiedy już lepiej rozumiałem ludzi, zdałem sobie sprawę, że to właśnie ten niewiarygodny bałagan lubili w księgarni Pembroke najbardziej. Nie przychodzili po to, by po prostu kupić książkę, wybulić trochę kasy i się stąd zmyć. Pałętali się po sklepie. Nazywali to szukaniem, ale bardziej było to grzebanie albo przekopywanie. Dziwiłem się, że nie przychodzili z łopatami. Próbowali dokopać się do skarbów gołymi rękami, czasami zanurzali je aż po pachy, a kiedy wyciągali jakiś literacki samorodek z kupy śmieci, byli szczęśliwsi, niż gdyby po prostu weszli i go kupili. Pod tym względem zakupy w Pembroke były jak czytanie: nigdy nie wiesz, co spotkasz na następnej stronie – na następnej półce, w następnym regale czy pudle – i na tym właśnie polegała przyjemność grzebania. Na tym także polegała przyjemność łażenia tunelami – nigdy nie masz pewności, co cię czeka za zakrętem albo na dnie następnego szybu.
Podczas tych pierwszych podniecających tygodni penetrowania terenu nie zaniedbałem jednak mojej edukacji. Nigdy nie udawałem się do tuneli, nie spędziwszy najpierw kilku godzin z książkami. Robiłem zadziwiające postępy. Wkrótce rozumiałem już nawet tak zwane trudne powieści, głównie rosyjskie i francuskie, jak również proste prace z filozofii i zarządzania firmami. Teraz, dzięki kolejnym badaniom, jest dla mnie jasne, że osiągnięcia te były możliwe, ujmując to biologicznie, tylko na skutek ciągłego rozwoju moich płatów czołowych i skroniowych, któremu towarzyszyło, jak przypuszczam, niesłychane powiększenie zakrętu kątowego. Dokonując analizy wstecznej, od skutku do przyczyny, uważam za usprawiedliwione twierdzenie, że moja czaszka również skrywa pod swym nieatrakcyjnym wyglądem wyjątkowe boczne wydłużenie pola Wernickego, deformację zwykle kojarzoną z wcześnie rozwiniętymi zdolnościami werbalnymi, aczkolwiek występującą także w pewnych rzadkich formach zidiocenia. Przypisuję ten niezwykły wzrost stymulującemu otoczeniu, chociaż bez wątpienia dieta też miała w tym swój udział. Wywołał on jednakże pewien nieszczęsny skutek uboczny w postaci tak ciężkiej głowy, że z trudem przychodziło mi ją utrzymać we właściwej pozycji. Jak widać, muskulatura mózgowa nie szła w parze z postawnością budowy. Ciągle byłem przygnębiająco cherlawy. Chuchro. Gnojek i konus.

W psychiatrii przyjmuje się za pewnik, że wcześnie rozwinięty intelekt w połączeniu z fizyczną słabowitością może prowadzić do wielu nieprzyjemnych cech – chciwości, manii wielkości czy obsesyjnej masturbacji, by wymienić tylko kilka. Właśnie ze względu na to, że niektórzy tak zwani eksperci dysponują zaczerpniętym z najbardziej podstawowych podręczników gotowym wglądem w najodleglejsze zakamarki mojego charakteru, całe życie unikałem ich, mam na myśli psychiatrów, jak tylko mogłem. Sądzę, że ta awersja jest całkiem naturalna, jeśli weźmie się pod uwagę, iż wśród innych godnych ubolewania skutków mojej kondycji znajduje się niemal patologiczna potrzeba ukrywania się albo, o zgrozo, noszenia masek.

Kombinacja masywnej głowy i słabych kończyn sprawiła, że mój chód stał się ociężały; chociaż później wyobrażałem sobie, iż przydaje mi godności i metodyczności, wtedy wydawało mi się, że czyni on ze mnie jeszcze większego dziwaka. Idąc, czy raczej człapiąc, nie mogłem powstrzymać uporczywego kołysania, przez co bardziej przypominałem byka niż szczura. A mając tak obciążony przód, wykazywałem dużą skłonność do padania na pysk, ku wielkiej uciesze innych.

Sam Savage, Firmin

Brak komentarzy: